Wspomnienia ze starego domu
prequel
Odcinek 5
Strach ma wielkie oczy…
czyli o tym, że wchodzenie na drzewo
to nie zawsze dobry pomysł
Czasami zamykam oczy i ponownie staję się małą Alicją z krainy czarów… bo moje dzieciństwo to były czary… czary codzienności… Razem z przyjaciółmi w jednej chwili mogliśmy być piratami na wielkim statku, podróżować na koniec świata, zdobywać dzikie dżungle lub zwyczajnie bawić się w domek. To przeważnie ja byłam mamą, a reszta musiała się mnie słuchać. I tak sobie myślę, że to były jedne z niewielu chwil w życiu, gdy mogłam być w pełni szczęśliwa. Chociaż… czasami bywało naprawdę groźnie. Jak wtedy, gdy utknęłam na samym czubku sosny i nie widziałam dla siebie ratunku. Ale się awantura zrobiła! A przecież chciałam tylko się dobrze bawić…
– Nie zejdę bez taty! Zawołajcie go! – wrzeszczałam na całą okolicę.
– Ale to daleko jest! Nie mam siły iść do twojego domu – Basia była nieugięta i miała wielką nadzieję, że nagle stanie się cud i sama zejdę z rosochatej sosny.
– Boję się! Strasznie tu wysoko!
– Wlazłaś tam to i zejdziesz! – Janek zawsze uważał straszenie za dobry sposób na dziewczyny. – Jak się nie nadajesz do tego, to było nie włazić!
– Sam mówiłeś, że to nic trudnego i nawet dziewczyna tu wejdzie! – no bo tak było! Janek wchodził na drzewa, a potem śmiał się ze mnie i Basi, że jesteśmy za słabe na takie męskie zadania. Chciałam mu udowodnić, że dam sobie radę. Jak zwykle mnie podpuścił,
a taki uparciuch jak ja nigdy nie daje za wygraną. No i pożałowałam…
– Z wami nawet żartować nie można. Złaź! Będę tu stał i w razie czego złapię cię.
– Ja chcę do taty, zawołajcie go! – Janek chyba uznał, że jego prośby i groźby nic nie dadzą, więc ruszył w kierunku starego domu.
– Chyba za dwie godziny wróci! – Basia jedynie tym się przejęła.
– Tata mnie zabije! Tyle razy mówił, że mam nie chodzić po drzewach – już sobie wyobrażałam, jak tata zaraz przyjdzie (no nie tak zaraz, bo to z dziesięć kilometrów do domu było) i wtedy mi się dostanie. Będzie trzy dni gadał, że zachowuje się jak chłopak.
– Nic ci nie będzie. Powiemy, że chciałaś uratować małego kota i już. Przecież to dobry uczynek – Basia zawsze brała innych na litość.
– To ciekawe, gdzie ten kot nam nagle uciekł?
– Jak to gdzie? Do lasu!
– Wszystko mnie boli! Jeszcze trochę i stąd spadnę! – oczami wyobraźni widziałam już jak lecę w dół, łamiąc po drodze wszystkie napotkane gałęzie.
Tata zjawił się z Jankiem po niecałej godzinie. Nie musiał nic mówić. Jego mina zdradzała całą złość i niedowierzanie, że mogłam aż tak wysoko wejść. Ale jak to kochany tata, zawsze uratuje z opresji. Wdrapał się na drzewo i pomógł mi ostrożnie zejść na ziemię. Oczywiście, że nie krzyczał. Tata nigdy nie krzyczał, tylko tłumaczył. A że robił to bardzo długo i potrafił tym gadaniem człowieka zanudzić, to już inna sprawa.
Przez całą drogę do domu nasłuchaliśmy się jacy to jesteśmy niegrzeczni, naraziliśmy się na niebezpieczeństwo i mamy coraz gorsze pomysły. W domu mama zrobiła poprawkę. Babcia również miała swoje kilka słów do powiedzenia. Tylko dziadziuś ukradkiem puścił mi oko i uśmiechał się na znak, że wszystko będzie dobrze i żebym się nie martwiła. Pocieszał mnie nawet jak już dowiedziałam się, że za karę dostałam całkowity zakaz chodzenia do Basi.
W dodatku musiałam dokładnie posprzątać swój pokój. Nie miałam nic do gadania. Nie pomogły nawet małe negocjacje. Próbowałam kilka razy! Ile to się człowiek musiał w tym dzieciństwie tłumaczyć! A i tak to nic nie dało! Kara zawsze była surowa! Okrutny los!
KONIEC Odcinka 5
Odcinek 6 ukaże się w sobotę, 7 stycznia 2017 r.
Zapraszam do czytania, komentowania,
podzielenia się swoimi wspomnieniami! 🙂 🙂 🙂
P.S. Dla tych, którzy jeszcze nie przeczytali odcinka 1,2,3 i 4
znajdują się one pod tym linkiem:
Za każdym nowym odcinkiem twoich wspomnień ,przychodzą mi na myśl moje wspomnienia .Mieszkałem w Rybienku Łochowskim to jest po przeciwnej stronie gdzie obecnie jest motel ,wtedy rosły tam sosny tak zwany młodnik i tak jak ty wchodziliśmy na te drzewka miały one około dwóch metr wysokości i takie gibkie .trzeba było wejsć na sam czubek ,wtedy po rozbujaniu się dosięgaliśmy następnego drzewka i przechodziliśmy na nie .Ileż było zadrapań rąk nie można było domyć z żywicy ,a ile szałasów nabudowaliśmy z gałęzi .
🙂 🙂 🙂 Takie drzewka były najlepsze do wspinania się 🙂 A ile z tego frajdy było 🙂 I strachu też, szczególnie jak się za wysoko już weszło i w dół spojrzało! Niesamowite wspomnienia… dziękuję i pozdrawiam serdecznie!